poniedziałek, 14 września 2015

Rozdział 4



Wiatr rozwiał moje długie włosy. Pomrugałam zaskoczona. Gdy mój wzrok przyzwyczaił się do światła rozejrzałam się dokoła. Skrzywiłam się, po czym wyplułam dwa źdźbła przypominające słomę. Leżałam na trawniku, pod drzewem w parku.
Zdziwiłam się, bo ostatnie, co pamiętam to spotkanie z Michaelem. Walnęłam się w kolano, po czym się skrzywiłam.
' To nie sen'
Obok mnie leżała moja torba, sięgnęłam po nią. Wszystko w niej było. Wyciągnęłam telefon. Nie było zasięgu. Zaklnęłam,  po czym dotknęłam tyłu mojej głowy, we włosy miałam wplątane liście. Westchnęłam poirytowana. Wyciągnęłam lusterko i się uważnie w nim przejrzałam. Nie wyglądałam nawet tak źle.
' Cholerny Jackson'
Klnąc w głowie na Michaela zaczęłam nerwowo się rozglądać. Nigdzie nie było Michaela, co nieźle mnie zaniepokoiło.
Podniosłam się z trawnika, po czym narzuciłam torbę na ramie.
' zaufać duchowi. Mi wali na mózg'
Zrobiło mi się trochę słabo, więc podtrzymałam się drzewa. Gdy trochę mi przeszło ruszyłam.
W parku było tylko kilka osób. Wyciągnęłam ponownie telefon by wybrać numer do taty.
- Taki numer nie istnieje.
Popatrzyłam zaskoczona na telefon. Wyłączył się.
Zaklnełam pod nosem i podbiegłam do pani  pieskiem.
- Przepraszam, wie pani, która godzina?- Spojrzała na zegarek a potem na mnie.
- Siódma trzydzieści.,
- Bardzo Pani dziękuje- przełknęłam ślinę.
- Dobrze się Pani czuje? Jest pani strasznie blada?
- Za dużo wrażeń- wyszeptałam siadając na ławce. Usiadła obok mnie.
- Może pójdziemy do mnie. Mieszkam nie daleko..Przebierzesz się- popatrzyła na moje pogniecione ubrania.
- Nie chce robić problemu.
- Proszę..Moja wnuczka odwiedza mnie raz na jakiś czas.
- Dlaczego?
- I tak Pani uwierzy.
- proszę mówić.
- Pracuje dla Michaela Jacksona- słysząc to nazwisko z jednej strony poczułam ulgę, z drugiej złość a z trzeciej...Chwila ona powiedziała pracuje?
- Och- tylko tyle byłam w stanie z siebie wydusić.- Muszę iść.
- Jakby coś się działo, koło parku jest taki blok. Mieszkam w klatce ' c' pod 15- posłała mi uśmiech i poszła. Ukryłam twarz w dłoniach.
' Co do kur, ...co się dzieje'
Nic się nie zgadzało. Numer mojego ojca nie istnieje, do tego...Co najważniejsze Jackson żyje! To głupota...Tu jest ukryta kamera.
Poczułam skurcz i usłyszałam jak burczy mi w brzuchu. Westchnęłam, po czym wstałam idąc ścieżką do pobliskiego spożywczaka. Wzięłam sok pomarańczowy, paczkę gum, dwa jabłka, po czym, podeszłam do kasy.
- Coś jeszcze?
- Poproszę zwykłą bułkę.
- Razem 10 dolarów- oświadczyła z uśmiechem. Odwzajemniłam ten uśmiech, po czym zapłaciłam. Wrzuciłam rzeczy do torby i wyszłam.

Usiadłam przy stawie i zaczęłam jeść. A okruszki rzucałam kaczką. Wzięłam łyk soku pomarańczowego, po czym rozejrzałam się. Koło mnie przebiegła grupka dzieci. Włączyli adapter i zaczęli tańczyć. Rozpoznałam piosenkę Jacksona.
- Bad- wyszeptałam.
' Oj tak jestem zła. I to bardzo. Zapłacisz za to'
Wstałam i podeszłam do nich.
- Część- rzuciłam nieśmiało.
- Siemka.
- Jesteście fanami MJ?- Zagadnęłam.
- ta..On jest najlepszy...Kocham Beat It w ogóle uwielbiam wszystkie jego piosenki. A wykon Billie Jean na Motown...To cudo.
- Unbreakable jest jeszcze lepsza.
- Co to za piosenka.
- Michaela, stare dzieje- machnęłam ręką.
Dzieci popatrzyły po sobie, po czym jeden oświadczył:
- Michael nie ma takiej piosenki- przełknęłam ślinę.
' kolejny dowód na to, ze zaczęłam wariować'
- To ja uciekam- dodałam. Dzieci nie spuszczały ze mnie wzroku. Nawet usłyszałam jak jeden chłopak mówi ' Wariatka'
Czułam się niezręcznie.
' Gdzie ja do jasnej cholery trafiłam?'

Niemal cały dzień szwendałam się się po mieście, i gdy zapadł zmierzch dotarło do mnie, że nie mam, dokąd iść. Wtedy przypomniałam sobie starszą panią. Uśmiech wpełzł mi na usta.
' Ona mi pomoże'
Udałam się pod wskazany adres. Weszłam do klatki, po czym zaczęłam szukać numeru jej domu. Gdy w końcu znalazłam poczułam jakiś hamulec.
' Nawet jej nie znam. Jak to Będzie wyglądać?'
' Ona jest twoja jedyną nadzieją'
Westchnęłam i zapukałam.
Stałam już z dziesięć minut i już chciałam wracać, gdy drzwi mi otworzyła tamta staruszka. Uśmiechnęła się na mój widok.
- witaj.
- Dzień dobry- powiedziałam nieśmiało- Mogę wejść?- Przepuściła mnie w drzwiach.- Nie mam, dokąd iść i...
- jak to?
- Nie uwierzy pani.
- zaryzykuje.

PO chwili siedziałyśmy z herbatą, ja pod kocem, by się ogrzać opowiadając moją historię. Pani Tatiana, bo tak się nazywała słuchała mnie z zaciekawieniem.
- Wiem, ze pani uzna mnie za świra...Ale taka jest prawda.
- jesteś wnuczką Miley.
- Tak a skąd pani wie?
- Znamy się- popatrzyłam na nią zaskoczona- Patrząc na ciebie widziała ją...No i twoją mamę.
- Wie pani gdzie ona mieszka?
- Obecnie jej nie ma..Jest w Londynie- zaklnęłam po cichu pod nosem- Cała mama z ciebie.
- Ta...No właśnie..Kim ja mam być? Lili...Przecież ona urodziła się.
- Możesz być Lili...Ale przy twoich bliskich...Musisz zmienić nazwisko...
- Na panieńskie mojej mamy?
- Na razie będziesz moją ' wnuczką’, więc do czasu, kiedy nie wróci Miley masz mieszkać tu...Spróbuje się z nią skontaktować.
- To jest szaleństwo.
- Nie masz wyboru...Nigdy nie miałaś
- Nigdy- pokręciła głową- Więc to było ukartowane.
- To było twoje przeznaczenie.
- A Michael?
- On tylko pomaga się temu spełnić.
- To koszmar- zerwałam się podchodząc do okna.- To nie moje życie.
- Od dziś jest..
- A co z Lapto..
- Nauczysz się lepszego życia...Lili...Nie buntuj się...To ci nie pomoże...
- wrócę kiedyś?- Wzruszyła ramionami
- Pogadamy z twoją babcią..Może ona coś wymyśli.
- Przecież nie ma czegoś takiego jak magia.
- Ale jest takie coś jak przeznaczenie...- Westchnęłam.
- Który dzisiaj? 199..Który?

- 19 sierpnia 1988 roku...

Hej. Przepraszam za taką długą nieobecność, ale..za dużo się działo u mnie w życiu. Dowiedziałam się, ze moja mama jest ciężko chora, i rozumiecie? Wiem nie ma dla mnie wytłumaczenia, ale strasznie się o nią martwię. Notki mam napisane, do przodu, ale przyznam wam się, ze w ogóle nie wchodziłam na blogera.
Co do Dakoty..dałam ją ponieważ oglądałam z  nią trzy filmy i już powiem nie oglądałam 50TG. Czytałam książkę i...odstraszyło mnie to trochę...jedna moja koleżanka mówi, ze film fajny a druga, ze do dupy bo zwykłe porno... a wy jak uważacie...miałam obejrzeć go z moimi znajomymi, ale chce wiedzieć, an jakie piekło się pisze XD Czy film też jest tak ' okrutny' jak książka?
A co u was? Jak rok szkolny? Bo ja? Mam do nadrabiania, bo złapała mnie wstrętne grypsko. I jadę na antybiotykach.
A tak po za tym...podobała wam się notka?
A i postanowiłam, ze opowiadanie będzie nosić nazwę LIBERIAN GIRL. Bo to moja ukochana piosenka Michaela...kiedyś miałam bizka na punkcie Come Together..przez teledysk...no, ale mniejsza XD
Przepraszam za błędy.
Pozdrawiam
Cathy

poniedziałek, 22 czerwca 2015

Rozdział 3

Chcę tylko powiedzieć. Ze nie wszystko jest zgodnie z prawdą. Dzieci Michaela urodziły się szybciej. Prince ma 4 a Paris 3 podczas gdy Michael ma 37. Dlaczego to tłumaczę? Dowiecie sie tego później.

Nie wierzyłam w to, co widzę. Takie rzeczy się nie wydarzają. To tylko przewidzenie. Patrzyłam przed siebie, czując jak serce bije mi w piersi. Z ciemności wyłoniła sie przezroczysta postać. Na holu było totalnie pusto, więc nikt nie przybiegnie mi z ratunkiem. Przyglądałam się sie, z przestrachem tej postaci.

- Kim jesteś? -Wydukałam. Nawet nie mrugnął. Patrzył na mnie wzrokiem przepełnionym smutkiem i gniewem. Dopiero po chwili dotarło do mnie, kto to jest. Te oczy wcale nie kojarzyły się, z tak chłodnym spojrzeniem.
- Chwila... To sen prawda?- Nie odpowiedział.- Ty... To nie możliwe.
Podniósł jedna brew do góry, a jego wzrok mówił " Czyżby"?
- Ty nie żyjesz! Umarłeś w 2009 roku, a jest 2015. Hello- mówiłam raczej do siebie, żeby się uspokoić. Zjawa się tym zbytnio nie przejęła- Chcesz mnie zabić?
Nic nie zrobił. Do oczu napłynęły mi łzy.
- No powiedź coś! Proszę- otworzył usta jakby chciał coś powiedzieć, jednak po chwili się rozmyślił.- Jesteś zły, że nie jestem twoją fanką?- Pokręcił głową.- Za to, ze cie oceniam.
Popatrzył na mnie. " A oceniasz?"
- Idź już! No już! Zostaw mnie. Nawiedzaj sobie kogoś innego, uważającego cię za adonisa- uśmiechnął się.- To wcale nie jest śmieszne. Spadaj!- Odwróciłam się na pięcie i poszłam kawałek, lecz zatrzymałam sie i odwróciłam i popatrzyłam na niego. Nadal tam stał i najwyraźniej nigdzie sie nie spieszył.
Pogawędka z martwym Jacksonem. Nie, no ja to mam farta.
- Lili- odwróciłam się wtedy zobaczyłam Paris i Jess.- Co ty tu robisz?
Popatrzyłam na Michaela.
- Rozmawiam.
- Z kim? Nikogo tu nie ma..
- Nikogo..
- Dobrze się czujesz- popatrzyłam w miejsce gdzie jeszcze przed chwilą stał Michael. Nie było go tam. Znikł. Tak po prostu. Wyparował. Zaczęłam się obawiać, ze to dopiero początek.
- tak, musze jechać do babci- wykrztusiłam.
***
- Widziałam ducha Jacksona! To nie jest normalne- odparłam siedząc u babci i zajadając się ciasteczkami.
- Mówiłam, ci, ze jak tak będziesz na niego gadać w końcu cie nawiedzi.
- I co jeszcze może mnie zabije..
- Nie zdziw sie jak pewnego dnia obudzisz sie w innym wymiarze- uśmiechnęła się wyciągając z pieca, kolejną tacę z ciasteczkami.
- Niby, dlaczego?
- Może duch będzie chciał ci pokazać, jaki jest naprawdę?
- Niech nawet nie próbuje. Babciu mogę spać dziś u ciebie?
- Oczywiście, ale jak duch będzie chciał cie nawiedzić to wykorzysta każdą okazję- uśmiechnęła się, a mnie przeszedł zimny dreszcz.
" Kocham Jacksona. Kocham Jacksona"- powtarzałam w głowie.
" Proszę kochany Jacksonie., Nienawiedzaj mnie".

Reszta dnia minęła normalnie. Pomagałam babci w ogródku, a potem poszłam z nią na zakupy. Zrobiłyśmy kolację, przez chwile przestałam myśleć o tym, co się wydarzyło. Zastanawiał mnie jedynie fakt, dlaczego ja go widziałam, a reszta nie.
Było grubo po dwudziestej trzeciej, kiedy postanowiłam udać się do siebie do pokoju. Babcia już dawno spała. Wyłączyłam telewizor, i weszłam po drewnianych schodach na górę. Pchnęłam drzwi, i weszłam do pokoju, po czym zamknęłam je za sobą.
- Piękna noc- szepnął jakiś głos,
- Tak piękna- odpowiedziałam siadając na łóżku. Dopiero po chwili to do mnie dotarło. Po moich plecach przeszedł dreszcz. Zamknęłam oczy, żeby się nie popłakać.
Kurwa!
Odwróciłam bardzo powoli głowę. Siedział na parapecie wpatrzony w niebo.
- Ty.. Co ty tu robisz..
- Myślisz, że wystarczy powiedzieć kilka razy Kocham cię Jackson i dam ci spokój. Wtedy jeszcze bardziej mnie ciągnie do tej osoby- odparł uśmiechając się diabelsko.
- Chcesz mnie zabić?
- Nie.
- Postraszyć?
- To byłoby doprawdy zabawne, ale też nie- zaśmiał się i spojrzał wreście na mnie.
- Czemu nie nawiedzasz Jess ona jest twoją fanką.
- Pamiętasz, co napisałaś Jessice na czacie, kiedy zapytała, co musiałoby sie stać byś zmieniła o mnie zdanie?- Podszedł do mnie.
- Musiałabym cie pozna...- Nie dokończyłam.- Czyli będziesz mi sie nawiedzał, jako duch, bym mogła cię poznać.
- Nie.
- To, co zrobisz?
- Chcesz wiedzieć jak było naprawdę ze mną? Jaki byłem?
- Tak- to nie powinno paść z moich ust.
- Spakuj swoją torbę. Kilka ubrań.. I coś jeszcze.
- Po jaką cholerę.
- Zobaczysz- uśmiechnął się szeroko.
Spakowałam wszystko, co potrzebne do torby. Po czym niepewnie do niego podeszłam...
- Daj rękę- poprosił cicho.
- jesteś duchem skąd mogę wiedzieć, ze..
- zaufaj..
- Jesteś przezroczysty.
- Daj rękę-powtórzył.

Podszedł do mnie i stanął obok.

- Ufam ci...



Przepraszam za błędy.

Rozdział 2

Obejrzałam wywiad do końca. I W pewnym momencie nawet nie wiem, którym zaczęłam płakać. Z jednej strony współczułam Michaelowi. Nie wiedziałam dużo na jego temat.
Czas najwyższy się dowiedzieć.
Wyłączyłam telewizor i udałam sie do kuchni. Posprzątałam po sobie, po czym poszłam do przedpokoju po moją torbę i Mp4, przechodząc przez salon wzięłam laptopa, po czym udałam sie do swojego pokoju. Torbę rzuciłam w kąt a laptopa i mój odtwarzacz położyłam na łóżku. Podeszłam do szafy wyciągnęłam swoją piżamę, i poszłam do łazienki. Wzięłam szybki prysznic i przebrałam się w piżamę, swoje włosy związałam w kucyka, i weszłam do mojego pokoju. Spojrzałam na zegar ścienny. Wskazywał 22, a rodziców jeszcze nie było.
Czyli norma.
Usiadłam na łóżku i wzięłam na kolana laptopa, po czym wyszukałam coś o Michaelu.
Nawet nie zauważyłam, kiedy minęła druga w nocy. Byłam tak zaczytana na temat Michaela, że nic się nie liczyło. W końcu przetarłam zmęczone oczy, i wyłączyłam laptopa kładąc go na szafkę nocną. Wyłączyłam lampkę i udałam się do krainy snów.


Po długiej dla mnie nocy. Wręcz można powiedzieć koszmarnej, udałam sie do szkoły. Nie zmrużyłam nawet na chwile oka. Ciągle widziałam te oczy Michaela przed swoimi. Do tego te rzeczy, które przeczytałam. Sama nie wiedziałam, co o tym myśleć.
„, Co cię to interesuje. Nigdy sie nim nie interesowałaś"- mruknęła podświadomość.
Ubrałam sie dziś w czerwoną koszulę w kratę, czarne rurki i czarne glany. Niestety ubrałam niedobrane skarpety. Jestem geniuszem. Zasługuje na nobla za głupotę.

- A ty, czemu wyglądasz jakbyś ledwo, co z grobu wyszła?- Zapytała Paris.
- Całą noc myślałam o Jacksonie.- Mruknęłam siadając do ławki- Oglądałam z nim wczoraj wywiad.
- Po jaką cholerę.
- Tak sobie.
- To idiota, który się wybielał- fuknęła siadając do ławki.
- Uważaj na słowa ruda małpo- warknęła Jessica.
Zaczyna się
Podparłam się o rękę. Wiedziałam, ze znów zaczną się kłócić. Tak to jest, gdy fanka i antyfanka jednej osoby spotkają sie w jednym miejscu.
- Zaczyna się- mruknął ktoś za mną. Odwróciłam sie wtedy zobaczyłam Jessiego.
- Ta.. I tak szybko sie nie skończy.
- Współczuje- uśmiechnął się szeroko.
- Czemu ja musze siedzieć koło nich?- Wzruszył ramionami.- Dziewczyny dajcie spokój- zwróciłam sie do nich.
- Jackson to pedał.
 - A ty dziwka spod latarni!
- Zamknijcie mordy!- Wrzasnęłam, a wtedy do sali wszedł nauczyciel słyszący nasza kłótnię.
- Roberts, Smith, Olivers do dryektora.
Wypuściłam powietrze z ust. Wstałam, wzięłam swoją torbę i udałam się do dyrektorki.
***
- To ona zaczęła!
- Nie, bo ona!
Przekrzykiwały się u dyrektorki. Ja natomiast grzecznie siedziałam na krześle.

- Możecie przestać?- Zapytałam zirytowana.
- Lili, o co znów poszło?- Zapytała dyrektorka.
- Powiem tak. Fanka spotkała się z antyfanką i zrobiła sie afera.
- Nie wtrącaj się- mruknęła Paris.
" Uważaj Roberts. Jesteś na celowniku fanki i antyfanki. To może zaboleć".
- Drogie panie nadal nie rozumiem.
- Ja też nie rozumiem. Kłócą się o byle, co.
- Ta małpa go obrażała.
- Bo zasługuje na to!
- O kogo chodzi?
- Michaela Josepha Jacksona- oświadczyłam głośno wzdychając- Dziewczyny mają odmienne zdanie na jego temat i nie umieją się dogadać.
- Dziewczyny czy to prawda- popatrzyła na nie jak na idiotki.
- Tak- rzuciły równocześnie.
- Przeproście się.
- Najpierw niech ona odwoła to, co mówi o Michaelu.
- No i wracamy do punktu wyjścia- jęknełam zrozpaczona. Dyrektorka zaśmiała się pod nosem.
- A ty, czemu tu trafiłaś?
- Kazałam im zamknąć mordy- oświadczyłam. Ona popatrzyła na mnie wzrokiem. " Nie dziwię sie".
- Dziewczęta. Też jestem fanka Michaela..- Zaczęła dyrektorka.
- Matko to jakaś epidemia- jęknęła Paris, opadając bezsilnie na oparcie krzesła.
- Niech pani kontynuuje- mruknęłam. Wtedy podszedł do mnie kot pani dyrektor. Nazywał sie Michael.

" Już wiesz, czemu".
Wzięłam go na ręce.
- Widzisz kotku. Kłócą się..
- Wracając na poprzedni tor.. Ja też jestem fanką Michaela, ale przez to nie kłócę się, z wszystkimi.
- Ona nazwała go pedofilem.
- To przesada!- Warknęła dyrektorka- Jak śmiałaś tak powiedzieć.
- OMG, kocie jesteśmy jedyni normalni- szepnęłam głaskając go po główce.
- On nigdy nie skrzywdziłby dziecka- oświadczyła dyrektorka.
- Pani dyrektor.. Miała pani je upomnieć, a nie sama wdawać się w kłótnię.
- zajmij sie kotem a nie marudzisz.
- Widzisz Michaelku. Nie kocha cię. Ale ja sie tobą zaopiekuje, co ty na to- polizał mnie w nos,- Czyli tak. Od dziś jesteś moim Michaelem Jacksonem. Takim słodką kicią.

Dopiero po godzinie, udało mi się uspokoić tą kłótnię. Dyrektorka, powiedziała, że dzięki temu mogę wracać szybciej do domu. Niestety musiałam zostawić Michaela z nimi. Moja kicia :(
- Do widzenia pani dyrektor- mruknęłam poprawiając torbę na ramieniu.
- Do widzenia Lili.
- Pa Michael!- Wyszłam na zewnątrz. 

Zamkneły się za mną drzwi. Pokręciłam rozbawiona głową. To była niezła wymiana zdań. Uśmiechałam się aż do momentu, kiedy moim ciałem wstrząsnął zimny dreszcz. Teraz byłam pewna, ze nie jestem sama. Światła zaczęły migać, i zrobiło się dziwnie zimno. Przetarłam rękoma ramiona, otulając się. Lecz to nie pomogło. Powoli sie odwróciłam i otworzyłam zaskoczona usta. Było tak zimno, ze dało sie robić dymki. Dolna warga zaczęła mi drgać, serce biło jak oszalałe. Nie wierzyłam w to, co właśnie zobaczyłam.


Przepraszam za błędy.

niedziela, 21 czerwca 2015

Rozdział 1

Słońce właśnie chowała sie za horyzontem, a niebo przybrało czerwonej złowieszczej barwy. Poprawiłam torbę, na ramieniu i wysiadłam z autobusu. Wracałam właśnie od babci. Umiałam siedzieć, z nią cały dzień, ale trzeba wracać. Nie lubię wracać po nocach. Nie po tym, co sie stało ostatnio u nas w dzielnicy. Jakiś bydlak skrzywdził biedna 12 latkę. To była nasza sąsiadka i bardzo jej współczułam. Nie rozumiem, jak można posunąć się do takiego czynu. Mężczyźni to świnie. Nie zmienię o nich zdania. W uszach miałam słuchawki, gdzie rozbrzmiewała piosenka mojego ukochanego zespołu ( Nickleblack) nosiła tytuł When We Stand Together. Uwielbiam ją. Skręciłam w stronę naszej kamienicy. Jak na mieszkanie w bloku mam ogromny pokój, z czego jestem przeszczęśliwa. Wbiegłam po schodkach do góry, po czym wyciągnęłam z torby klucze, włożyłam je do zamkną, po czym przekręciłam je tam i pchnęłam delikatnie drzwi wchodząc do środka.
Było ciemno. Byłam zdziwiona, bo zazwyczaj musiałam wysłuchiwać kłótni mojej siostry Niny z naszą przyrodnią siostrą Vanessą. Wyciągnęłam z kieszeni Mp4 i wyłączyłam muzykę. Owinęłam Mp4 słuchawkami, po czym położyłam ją na komodzie, gdzie położyłam też torbę. Zdjęłam trampki zostając w samych skarpetkach w niebieskie paseczki.
- Jest tu ktoś?- Odpowiedziała mi cisza- Mamo... Tom.. Nina?.. Vanessa?- Weszłam do salonu wtedy zobaczyłam małą karteczkę na stole. Wzięłam ja do ręki.
Jesteśmy u Adamsów.
Westchnęłam zrezygnowana i usiadłam na kanapie. Kolejny samotny wieczór. Wzięłam do ręki pilota i włączyłam TV., Bo co innego może robić dziewczyna w moim wieku?
" Iść na miasto i sie zabawić?- Zapytała zirytowana podświadomość.
Przewróciłam oczami, jakby mama sie dowiedziała się, o tym, że się upiłam miałabym niezłe problemy.
Trafiłam na kanał muzyczny. Był wywiad z jakąś gwiazdą lat 90.

" Z Jakąś? Ty w ogóle na historii się nie znasz"- syknęła podświadomość. Miałam jej już dość, gdybym mogła walnęłabym jej ( jakby miała) w łeb raz a dobrze.
Okej muszę się przyznać. Ogromną fanką piosenek z lat 80 nie jestem. Mam kilka zespołów, ale to tyle, jednak tą osobę kojarzyłam. Walnęłam się ręką w czoło, no przecież. To ukochany mojej mamusi i Jessicy. Dałyby się dla niego zabić. Michael Jackson. Człowiek, którego nie oceniam, ale w ogóle nie rozumiem. Ma niezłe piosenek np. Give In To Me, Dirty Diana, Smooth Criminal, Bad, Thriller, Man In The Mirror, i jeszcze wiele piosenek mogłabym określić mianem fenomenów, ale to nie zmienia faktu, że nie jestem jego fanką. Nie jestem ani fanką ani antyfanką. Nie mówię, co o nim myślę. Bo co myślę?
Że był cudownym człowiekiem, który pomagał dzieciom, ale jego wybory są dziwne.
" Mamusia by cię zabiła za to słowa " Dziwne"".
Podświadomość miała rację., Moja ukochana mamusia nie da słowa na niego powiedzieć. To jej Bóg. No, co się dziwić, tak jak moja mama kocha go.. Tak, April ( znajoma z klasy) kocha Biebera.
Nie ma porównania. Jackson, jaki był i tak jest lepszy!
Przeskoczyłam na inny kanał, tam niestety było coś u Justinie i od razu wróciłam na wywiad z Jacksonem. Westchnęłam i wstałam/ Poszłam do kuchni. Nalałam sobie trochę soku i zrobiłam kanapki z żółtym serem. Moim ulubionym. Po czym wróciłam do salonu. Usiadłam na kanapie i wzięłam łyk soku. Jakby Paris dowiedziałaby się, o tym, ze oglądam Jacksona znienawidziłaby mnie. Ona nie powiem, co o nim uważa. Mogę powiedzieć, tylko, ze to straszne rzeczy.
Nie rozumiałam w Jacksonie, dlaczego był biały skoro urodził sie czarny. Nasza Pani cos wspominała o chorobie skóry.. Jak ona sie zwała?. Vi..Vitlingo.. Jakoś tak. Po dwudziestu minutach usłyszałam znajome piknięcie, co oznaczało, że ktoś jest na czacie i do mnie napisał. Wzięłam laptopa na kolana. Okazało się, ze piszę Jess.

Jess:  Cześć młoda.
Lili:  Cześć stara.
Jess: Co robisz nudziaro?
Lili:  Oglądam wywiad z twoim adonisem.
Jess:  Michaelekiem?
Lili:  Tak z Michaelkiem.

Napisałam przewracając oczami.

Jess:   I co niezły jest hymn?
Lili:  Ma ładne oczy. Więcej nic nie mówię.
Jess:  No, małpa z ciebie. Już widzę minę Paris, jakby dowiedziałaby się, że powiedziałaś coś dobrego na Jacksona.
Lili:  Ta.. Ja też..

Zerknęłam na telewizor, bo Michael zaczął temat plotek, i pierwsze pytanie, jakie mi sie nasunęło napisałam do Jess.

Lili:  Był homoseksualistą?
Jess:  Nie, dlaczego pytasz?
Lili:  A tak, bo gdzieś usłyszałam takie coś i chciałam się upewnić, ze to plotka.
Jess:  Wiele rzeczy, które sie mówi o Michaelu Jacksonie są okropne.
Lili: Np.?
Jess: Że wykorzystał tych biednych chłopców. To jakiś absurd. Albo wybielanie się.. Albo operacje plastyczne.
Lili:  Nie wiesz jak było.
 Jess:  Czy ty go oceniasz?
Lili: Nie. Sama nie wiem, co o nim sądzić. Nigdy go nie poznałam.
Jess:  Co by musiało sie stać byś zmieniła zdanie o nim?
Lili:  Musiałabym go poznać...



Przepraszam za błędy. Nie zdąrzyłam je jeszcze przepisać. Domyślam, sie, ze zachowanie głównej bohaterki was trochę wkurza. Jej zdanie o Michaelu.. mnie samą to wkurza, ale jakoś musze wytrzymać. Ale to zdanie sie zmieni spokojnie.